Świadectwa

Pielgrzymka oczami pątników

Anonim

"Zapytaj no dawnych czasów, które były przed tobą, zaczynając od dnia, w którym Bóg stworzył człowieka na ziemi, [zapytaj] od jednego krańca niebios do drugiego, czy nastąpiło tak wielkie wydarzenie jak to lub czy słyszano od czymś podobnym? Czy słyszał jakiś naród głos Boży z ognia, jak ty słyszałeś, i pozostał żywy? Czy usiłował Bóg przyjść i wybrać sobie jeden naród spośród innych narodów przez doświadczenia, znaki, cuda i wojny, ręką mocną i wyciągniętym ramieniem, dziełami przerażającymi, jak to wszystko, co tobie uczynił Pan, Bóg twój, w Egipcie na twoich oczach? Widziałeś to wszystko, byś poznał, że Pan jest Bogiem, a poza Nim nie ma innego. Z niebios pozwolił ci słyszeć swój głos, aby cię pouczyć. Na ziemi dał ci zobaczyć swój ogień ogromny i słyszeć swoje słowa spośród ognia. Ponieważ umiłował twych przodków, wybrał po nich ich potomstwo i wyprowadził cię z Egiptu sam ogromną swoją potęgą. Na twoich oczach, ze względu na ciebie wydziedziczył obce narody, większe i silniejsze od ciebie, by cię wprowadzić w posiadanie ich ziemi, jak to jest dzisiaj. Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem, a na niebie wysoko i na ziemi nisko nie ma innego. Strzeż Jego praw i nakazów, które ja dziś polecam tobie pełnić; by dobrze ci się wiodło i twym synom po tobie; byś przedłużył swe dni na ziemi, którą na zawsze daje ci Pan, Bóg twój."
Pwt 4, 32-40

Powyższy fragment z Pisma Świętego na pielgrzymce przesłała mi koleżanka. Napisała w smsie: "Słuchaj, właśnie robiłam namiot spotkania i" muszę Ci to przesłać. Nie wiem czemu. Nie jestem żadnym medium. Po prostu coś mnie tknęło ??. Dobrze ją tknęło. Była jeszcze jednym z ludzi, jednym ze znaków - nie jedynym - jakimi posłużył się Najwyższy, aby przemówić do mnie, trzepnąć mną porządnie w tej wędrówce do tronu Jasnogórskiej Pani.

Aby dobrze oddać to, co się wydarzyło i nadal dzieje po 29 PPP muszę zrobić pewne wprowadzenie. Ostatni rok, półtora roku, był czasem bardzo intensywnym. Nauka, wiele nowych znajomości, wiele stresów, wiele radości, problemy w domu? Normalne życie ? Gdzieś pośród tego ? starałam się, aby na jak najwyższym miejscu - Bóg i moja wspólnota. Właściwie wszystko było okej, mimo tego, że coraz częściej miewałam silne skoki nastrojów i coraz częściej kłóciłam się z bliskimi. Ale godziłam się z nimi, więc wydawało się, że wszystko jest dobrze, kiedyś przejdzie. Trwało to już dosyć długo, ponad półtora roku ? chwilami miałam wrażenie że odczuwam wszytko 3 razy mocniej niż inni ludzie i 3 razy bardziej wszystkim się przejmuję, 3 razy więcej płaczę, i w ogóle zaczynam popadać w jakąś nerwicę. Po maturze, w tym roku, bywały dni, że nie chciało mi się zwlec z łóżka, mimo tego, że był przy mnie mój chłopak, przyjaciele? Mama zaczęła w końcu podejrzewać jakąś depresję ;) teraz łatwo się do tego uśmiechnąć, wtedy sama myśl o psychologu czy psychiatrze przyprawiała mnie o drgawki, można powiedzieć, że na samą myśl o depresji wpadałam w stany depresyjne. Błędne koło. A jednak, udało się z niego wyjść.

Przed pielgrzymką, za radą spowiednika i za głosem własnych potrzeb (brak rekolekcji od dłuższego czasu), stwierdziłam, że moim głównym celem będzie otworzenie się na to, co mówi do mnie Bóg. Chcę być jak żyzna ziemia i chłonąć to, co ma mi do przekazania. Byle zdrowie pozwoliło, bylebym mogła razem ze wszystkimi iść, a Ty działaj. Modliłam się o to gorąco i Pan Bóg ? mówiąc naszym językiem ? nie kazał sobie dwa razy tego powtarzać? Uderzenie przyszło z najmniej spodziewanej strony ? od najlepszego kumpla.

Tu też przydałoby się wprowadzenie, kim on był dla mnie? Powiem tylko że był najlepszym, najcierpliwszym, najbardziej wyrozumiałym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Ja zaś byłam dla niego ? jak widzę coraz lepiej z perspektywy czasu ? najupierdliwszą, najbardziej obciążającą go swoimi problemami babą, która dostarczała mu pewnie najwięcej zmartwień, mimo wszelkiej radości płynącej z tej więzi.

Otóż jakbym przestała dla niego istnieć. Żyjemy sobie na pielgrzymkowym szlaku, ale oddzielnie ? i bez słowa wyjaśnienia. Oczywiście z miejsca zaczęłam cierpieć ponad normę i popołudnie w Czarnolesie spędziłam już na cichutkim pochlipywaniu w kościele. A potem było coraz gorzej. Ze zmartwienia tak osłabłam, że nie miałam siły iść, jeść zresztą też nie miałam siły ? samobójstwo jeśli chodzi o pielgrzymkę... Właściwie już miałam wracać. Włączył się stały instynkt ucieczki i przeświadczenie, że nie dam sobie rady. Coś w stylu: "Sorry, Panie Boże, ja wiem, że Ty wszystko możesz, ja wiem, że to na pewno dokądś prowadzi, ale nie wytrzymam. Jestem za słaba i Ty to wiesz. Widocznie nie chcesz mnie na tej pielgrzymce. Ja naprawdę zniosę wszystko, wszystko inne, tylko nie to". Moi rodzice, mój chłopak, już sprawdzali połączenia na trasę, już właściwie kilka razy byłam pewna, że to koniec, wrócę do ciepłego domu, do mojego łóżka, trudno, wpadnę w tą depresję w którą widocznie przeznaczone mi wpaść, widocznie mam tą nerwicę, widocznie? Nie wytrzymywałam tego, że tylko ze mną nie rozmawiał, że powiedział mi, że chyba coś się skończyło i ze nie wie, co z tym robić dalej. Wtedy to było jak koniec świata. Wydawałoby się, najlepszy przyjaciel. Jak się kogoś kocha, to pozwala się odejść ? podobno. Wiele przecierpiałam i przepłakałam, modliłam się o siłę do przyjęcia tak trudnej Bożej woli, modliłam się, aby nie mieć do niego żalu i pozwolić na to odejście? Teraz, gdy nadarzy się okazja, może mu podziękuję ? Ale wcześniej ? chciałam wracać.

Tylko za każdym razem, kiedy pisał mój chłopak albo rodzice, akurat miałam te lepsze chwile i stwierdzałam: "Nie, nie przyjeżdżajcie, poradzę sobie, w końcu czekałam na pielgrzymkę cały rok!". Chwilę po takim telefonie zazwyczaj już żałowałam, że odmówiłam, ale gdzieś na dnie serca zaczynała się tlić nadzieja. Bardzo pomogły mi moje współlokatorki, wspaniałe dziewczyny, które optymizmem, ale i zrozumieniem, swoim świadectwem, były dla mnie umocnieniem. Dogadywałyśmy się świetnie mimo wielu różnic dzielących nas ? zarówno wiekowych, jak i światopoglądowych. Na pewno było im ciężko ze mną, wciąż pochlipującą, dlatego starałam się być dla nich jak najlepsza. Słowo daję, to, co wydawało się niemożliwe w normalnych warunkach, przynajmniej dla mnie ? przejście nad cierpieniem do porządku dziennego i staranie się żyć dalej (ktoś musi rano pierwszy wyjść z namiotu, bo dziewczyny się nie zerwą. Ktoś musi nastawić wodę. Ktoś musi? - a poza tym, trzeba się trzymać w pionie, do licha!) ? stało się możliwe. Mimo tego, że było mi strasznie ciężko, nie załamałam się, co nie było takim rzadkim zjawiskiem jeśli chodzi o inne sytuacje w moim życiu. Zawsze wydawało się, że jestem skłonna do załamań, trwania w dołkach i dołeczkach ? a tu, mimo trwania, coś z tym robiłam. Nie moją siłą. Siłą Boga, który mnie nie opuścił mimo silnego buntu przeciw niemu. To był taki pierwszy krok do zmian.

W niedzielnym czytaniu było czytanie o Eliaszu, który modlił się o śmierć. I, prawdę mówiąc, to był ten najgorszy moment. Fragment z Pisma takie zupełnie adekwatny do mojej sytuacji ? a we mnie wielki bunt i żal, że Bóg odebrał mi coś tak wymodlonego? Bo jeszcze żeby to było coś innego! A ja uważałam, że ta przyjaźń mi się należy. Ona jakby spadła mi z nieba, jak znak od Niego, jak pomoc w najcięższych sytuacjach. Tyle modlitwy, tyle łask!... A tu nagle nic, koniec, zresztą bardzo symboliczny koniec, w lasku pojednania. A potem oczywiście, bardzo długo płynęły ciurkiem, ba, kaskadami jakimiś ? prosto w rękaw Dobrej Kobiety ? i kolejna radość, że to już koniec, że tylko dwa dni? Znowu wydawało mi się, że nie wytrzymam.

Ale po tych najgorszych chwilach nagle zaczęło przybywać sił.

Znalazłam ludzi, z którymi wybrałam się na czuwanie nocne do Częstochowy ? pierwszy raz miałam nocować w murach klasztoru ? Droga krzyżowa, potem koncert, potem śpiewanie, granie i tańczenie na chwałę Pana? - coś cudownego ? a przy tym znowu wokół mnie takie stężenie sympatycznych, uczciwych, radosnych, zdrowo trzepniętych dla Jezusa ludzi, o jakim poza pielgrzymką mogę tylko pomarzyć ? Jasne, że nie wszyscy tacy są ? ale w tym roku miałam to szczęście, że trafiałam głównie na takich. Modlitwa przed cudownym obrazem?

A potem sen. I to było coś najdziwniejszego, nie potrafię tego wytłumaczyć (takie sformułowania zawsze brzmią tak nierealnie - a jednak - przydarzyło mi się to!). Rano wstałam i czułam się, jakby cała złość, smutek, żal, jakby cały strach ze mnie wyparował. Wcześniej bałam się bardzo - jak sobie poradzę, co teraz będzie, co Ty Boże z tym zrobisz - a teraz spokój. Tak, jakby ten nocleg u stóp Matki uzdrowił mnie z tego duchowego cierpienia. Tak jakby podeszła do mnie i powiedziała: ?Ze wszystkim sobie poradzisz, bo wszystko możesz w TYM, który Cię umacnia! Nie jesteś ani znerwicowana, ani zdepresjowana. Już tego nie ma, po prostu ? Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Ufaj. Wszystko może dla Ciebie uczynić mój Syn! Wszystko dla Ciebie uczyni z miłością. Uwolnił Cię, dał Ci nowe życie. Daje Ci siłę, uzdalnia Cię do zniesienia największych cierpień ? dla chwały swojego Imienia!?.

Nie wiem, co jeszcze można dodać ? Może to, że na razie trwam w tym popielgrzymkowym pokoju ducha. On działa ? od wewnątrz. Trudno zmieniać przyzwyczajenia, walczyć ze swoim egoizmem, ale już wiem, że nie muszę zmienić wszystkiego od razu. Pojawiła się cierpliwość i wytrwałość. Spokój. Pewność Jego obecności. Chwała Panu!

Wszystkie świedectwa

Podziel się swoją opinią:

Wesprzyj Pielgrzymkę Podlaską

Przygotowania do pielgrzymki trwają cały rok. Z tego względu chcielibyśmy prosić Was o pomoc w jej organizacji.

Jak mogę pomóc?
Łosice1 sierpnia
Biała Podlaska1 sierpnia
Włodawa31 lipca
Komarówka Podlaska2 sierpnia
Siedlce2 sierpnia
Łuków3 sierpnia
Garwolin3 sierpnia
Wilga3 sierpnia
Ciepielów7 sierpnia
znak wskazujący Częstochowę
Dzień modlitw o powołania8 sierpnia
namiot
Dzień modlitw za służbę zdrowia9 sierpnia
lasek pojednania
Lasek Pojedniania13 sierpnia
Msza Św. w Mirowie13 sierpnia
Wejście pielgrzymki na Jasną Górę14 sierpnia
Uroczystość
Wniebowzięcia NMP
na Jasnej Górze
15 sierpnia
Zdjęcia pochodzą z serwisu www.freepik.com